To nie jest łatwy temat, bo mało marek odzieżowych na polskim rynku jest size inclusive, czyli szyjących ubrania zarówno na najmniejsze rozmiary, jak i plus size. Inkluzywność to w modzie stosunkowo nowe zagadnienie i zapewne jeszcze kilka lat poczekamy, aż osoby, które nie noszą „standardowego” rozmiaru, będą mogły swobodnie w galerii handlowej przymierzyć dowolne spodnie i od razu je kupić. Dziś niestety jest to znacznie bardziej skomplikowane.
Piszę ten tekst, ponieważ sama nie raz i nie dwa, wpadałam w pułapki zakupowe. Noszę większy rozmiar i zakupy bywały bardzo frustrujące. Dodatkowo ostatnio miałam okazję spotkać się z osobą, która nosi rozmiar 50 i ma w szafie mnóstwo ubrań z nieoderwanymi metkami, nigdy nie założonych. A szafę ma ogromną. Krótka rozmowa uświadomiła mi, że jej nawyki zakupowe są bardzo chaotyczne, a same zakupy zazwyczaj frustrujące. Nie pomaga tu fakt, że w jej głowie funkcjonuje raczej negatywny obraz samej siebie, dodatkowo wiek 50+ również wyklucza ją z większości sklepów w galeriach handlowych.
Intencją tego tekstu jest namówić Cię na zmianę myślenia o zakupach. Ponieważ sama jestem plus size, będę zwracać się do osób większych. Oczywiście – najlepiej byłoby aby marki odzieżowe słuchały realnych potrzeb swoich klientów, ale póki co najważniejsze jest zadbanie o siebie. Nikt inny nie zadba o nasz komfort.
1. Bądź dla siebie wyrozumiała
To, że jakiś sklep nie oferuje rozmiarów powyżej 40, nie jest Twoją winą i nie oznacza z automatu, że musisz iść na rygorystyczną dietę, albo że nie zasługujesz na fajne ciuchy. To oznacza tylko i wyłącznie tyle, że dana marka tnie koszty produkcji, i że branża mody wciąż jest zdominowana przez jeden określony typ sylwetki, którego zresztą większość kobiet na świecie nie spełnia.
Warto mieć świadomość, że kobiety w rozmiarze 36-40 mają taki sam problem z dopasowaniem spodni czy marynarek, bo ubrania w markach fast fashion są kiepsko szyte. I tyle. To nie wina klientek i to nie my powinnyśmy się dopasowywać do „uniwersalnych” rozmiarów i fasonów.
Nie ma jednej, powszechnie obowiązującej tabeli rozmiarów. Dla wielu marek rozmiarówka jest elementem marketingu, podobnie jak cena. W jednym sklepie XL będzie odpowiadało rozmiarowi S w innym sklepie. Dlatego nie ma nic złego w żadnym rozmiarze. Zresztą, w ogóle warto patrzeć na rozmiar tylko jak na cechę ubrania, a nie jego wartość społeczną. Przy rozmiarach butów nie ma takiego tabu, czas więc złamać tabu rozmiarów ubrań.
Patrz na siebie przychylnym okiem. Masz prawo nosić taki rozmiar, jaki obecnie nosisz. Masz prawo chudnąć, masz prawo tyć i w każdej wersji zasługujesz na ubrania, które będą Ci się podobać.
2. Nie kupuj ubrania tylko dlatego, że jest w Twoim rozmiarze
Zakupowa frustracja może prowadzić do wniosku, że lepiej już kupić cokolwiek, co w miarę leży, byle mieć już to z głowy. To nie jest dobry kierunek, bo ostatecznie zagracamy sobie szafę rzeczami byle jakimi. I nie mam na myśli jakości, ale stylu. Coś, co jest w miarę okej, bo pasuje, nie będzie sprawiało radości w codziennym użytkowaniu. Kupowanie ubrania, bo akurat jest, nie zaprowadzi Cię do satysfakcjonującej szafy.
Nie idź więc na kompromisy. Nie rezygnuj z siebie – nie warto. To trudniejsza droga, ale pełna satysfakcji.
3. Nie kupuj w złości czy w smutku
W smutku czy złości każde zakupy będą nieudane, bo nie będą sprawiały Ci radości. Trudne emocje mijają, w końcu przychodzi radość, poczucie komfortu i pozytywny obraz swojego ciała. I to jest ten moment, gdy warto kupować.
Dobrze jest wtedy usadowić się w tym komforcie, założyć swoje ulubione ubranie i iść na zakupy, lub włączyć komputer i poszperać w sklepach online. Najbardziej zachęcam do tego drugiego. Włącz ulubioną muzykę, zrób sobie herbatę i poświęć wieczór na zakupy w komfortowych warunkach.
4. Rób zakupy przez internet. Jest znacznie większy wybór!
Rozumiem, że to dla wielu osób mało komfortowe, gdy nie można zmierzyć ubrania przed zakupem. Sama bardzo długo nie chciałam zamawiać np. jeansów przez internet, a dziś nie kupuję spodni w inny sposób. W internecie oferta rzeczy w rozmiarze plus jest znacznie większa!
Zacznij od Zalando i H&M, gdzie są łatwe i darmowe zwroty. Czytaj opinie innych klientek, skup się na aspektach rozmiarowych (czy coś wypada większe czy mniejsze) i próbuj! Po dwóch, trzech takich turach nauczysz się rozpoznawać najlepszy dla siebie rozmiar w różnych fasonach i markach.
5. Mierz komfortowo ubrania w domu
Ja się śmieję, że zakładam na Zalando lokatę, niestety nieoprocentowaną ;). Gdy chcę kupić spodnie, zamawiam po 8-10 par, wydaję jednorazowo małą fortunę, ale mam ten komfort, że mogę przymierzyć wszystkie ubrania swobodnie w domu. Przymierzam je do różnych rzeczy, które mam już w szafie i od razu widzę, czy pasują. Mogę usiąść, przejść się do salonu i lepiej ocenić wygodę, niż w ciasnej przymierzalni w galerii handlowej. Ostatecznie zostawiam sobie 1-2 pary, które najlepiej leżą, pozostałe zwracam.
To jest naprawdę ogromny komfort. Masz swoje lustro i oświetlenie, więc odpada stres, czy marka stosuje w przymierzalni jakieś triki wyszczuplające. Możesz zmierzyć ubrania po 2-3 dniach i ocenić ponownie ich wygodę. A jeśli miałaś za pierwszym razem wątpliwości, to możesz je rozwiać przy drugim mierzeniu.
Czemu to istotne?
Mierzenie ubrań w przymierzalni w sklepie może być mylące: masz prawo być zmęczona. Głodna. W zależności od dnia cyklu mniej lub bardziej opuchnięta. Spieszysz się, bo jest kolejka, jest głośno, bywa gorąco etc. W domu te dodatkowe bodźce znikają, a Ty możesz skupić się tylko na najważniejszych rzeczach: wygodzie, stylu, dopasowaniu.
Tak, może się zdarzyć, że wszystkie ubrania będziesz musiała zwrócić. Ale to też jest cenna informacja. Na przyszłość będziesz miała wiedzę, w jaki rozmiar celować w danej marce czy fasonie.
6. Nie bój się próbować nowych fasonów i kolorów
Nosząc większy rozmiar można wpaść w pułapkę, że wszystkie rzeczy powinny być czarne, luźne, niepodkreślające fałdek, a najwygodniejsze są zawsze legginsy. Nie ma nic złego w lubieniu takich ubrań, ale warto raz na jakiś czas skusić się na przymierzenie czegoś nowego. Czegoś, co do tej pory wydawało nam się zarezerwowane tylko dla określonej figury.
Szumnie nazwijmy to wyjściem ze strefy komfortu 😀
Zobacz profil Katie, która pokazuje, że stylizacje na osobach w większym rozmiarze wyglądają równie dobrze, co na celebrytkach, aktorkach i modelkach:
Mój przykład: przez kilka lat nie mogłam przekonać się do spodni rurek. Zawsze wybierałam „bezpieczne” bootcuty. Ale gdy kupiłam pierwsze rurki, to zastanawiałam się, co tak długo? Teraz mam tak samo z szerokimi spodniami. Też się do nich przekonuję, mierzę, sprawdzam kroje. Ale nie czekam kilku lat, by je wypróbować, tylko testuję i noszę od razu 😉
Możesz się bardzo miło zaskoczyć! A w najgorszym wypadku upewnić, że dany fason nie jest dla Ciebie.
7. Podejmuj decyzję o kupnie SAMA
Warto wypracować sobie taki nawyk, by jak najmniej pytać o rady innych. To Ty będziesz nosić ubranie, Tobie ma się podobać i Tobie ma być wygodnie. Koleżanka może mieć zupełnie inny gust i może nie doradzić obiektywnie.
Warto pytać o rady osoby, którym ufasz. Warto wziąć ich opinię pod uwagę. Ale ostateczna decyzja o zakupie zawsze powinna należeć do Ciebie.
Dlaczego to istotne?
Podejmowanie samodzielnych decyzji w tak prozaicznej czynności, jak zakupy ubraniowe, pozwala budować swoje poczucie sprawczości i własnej wartości. Umacnia poczucie wpływu na to, co chcemy i co możemy nosić. Marki odzieżowe często odbierają nam poczucie wpływu, ograniczając rozmiary, lub prezentując ubrania tylko na jednym typie figury.
Naprawdę nie musimy dodatkowo same sobie odbierać poczucia sprawczości względem własnej szafy.
8. Kwestionuj to, co powszechnie uznaje się za ładne lub brzydkie
Mówi się, że modelka będzie wyglądać świetnie nawet w worku na ziemniaki.
Synonimem słowa „ładnie” jest w domyśle „zgrabnie”.
Mamy kulturowo wpojone, że osoba z większym ciałem nie może być „estetyczna”.
Dobra wiadomość: możesz uważać inaczej. Niezależnie od tego, czy zgadzasz się z powyższymi stwierdzeniami, czy Twoje doświadczenia są lepsze lub gorsze, możemy zgodzić się, że istnieje pewien kulturowy kanon piękna. W ten kanon wpisuje się jedynie garstka ludzi. Przez długi czas myślałam, że bycie w tej garstce zapewnia szczęście i brak problemów w życiu. Co oczywiście nie jest prawdą.
Kwestionowanie tego, co uznane jest za piękne lub brzydkie, to cenne ćwiczenie. Zastanów się, czy to, że *czujesz się brzydko* w danym ubraniu wynika z Twoich własnych przekonań, czy z tego, jakie *powinnaś* mieć przekonania co do wyglądu swojego ciała. Możesz dojść do ciekawych wniosków. Dlatego zachęcam!
Daj znać, co sądzisz o tym artykule i podziel się opinią w komentarzu 🙂
Temat jest wspaniały i bardzo szeroki! W planie mam wpis o tym, w jaki sposób wybierać ubrania do swojej szafy. Stay tuned!