Nie ma modowych wyborów bez konsekwencji dla ludzi i środowiska. Niestety. Każdy z nas jest w jakimś stopniu hipokrytą, bo świat nie jest idealny, nasze wybory również. Nie ma jednoznacznie dobrych, ani jednoznacznie złych zakupów/ubrań/materiałów. Nie istnieje coś takiego jak w pełni odpowiedzialna i zrównoważona moda.
Po takim wstępie można się trochę załamać. Skoro nie istnieje, to po co o niej piszę? „Odpowiedzialna moda” to – w moim odczuciu – skrót myślowy. Gdyby moda chciałaby być prawdziwie odpowiedzialna, to musiałaby po prostu nie istnieć. Ale dobrze wiemy, że istnieć nie przestanie. Jak zatem lawirować w labiryncie pułapek i greenwashingu, by nie żyć z wyrzutami sumienia po każdych zakupach?
Jeśli spotkaliście się kiedyś w sieci z hejterskim komentarzem, że wegetarianin który nosi skórzane buty jest hipokrytą, to ten tekst jest dla Was. Spoiler: nie, nie jest hipokrytą.
Paradoks odpowiedzialnych i zrównoważonych marek odzieżowych polega na tym, że tworzą ubrania z dobrych materiałów i szyją w uczciwych warunkach, a jednak… nadal zachęcają do kupowania, mimo że już wyprodukowanych na świecie ubrań by nam wystarczyło na kolejne 100 lat. Jako konsumenci mamy coraz większą świadomość tego, co nosimy, zatem wymagamy wełny, bawełny, jedwabiu. Dużo mówimy o jakości ubrań, ale mniej słyszymy o coraz bardziej masowej produkcji. O chemikaliach, które są używane do barwienia materiałów. O wyzysku zwierząt. O uprawie konwencjonalnej bawełny, która wymaga tysięcy litrów wody. I tak dalej, i tak dalej.
Moda nie jest zerojedynkowa
Wegetarianin noszący skórzane buty nie jest hipokrytą. Po prostu dokonuje odpowiedzialnego wyboru w jednej sferze życia. Co nie oznacza, że od razu musi rezygnować ze wszystkiego, co odzwierzęce. Zwłaszcza w sytuacji, gdy wegańskie alternatywy dla prawdziwej skóry są słabo dostępne. A tak zwana „eko-skóra”, czyli po prostu skaj (poliuteran), wcale nie jest lepszym etycznie wyborem.
Nie ma obowiązku rezygnować od razu ze wszystkiego i żyć poza systemem. Zresztą sądzę, że nawet wtedy nie bylibyśmy w stanie żyć w 100% zrównoważony sposób. Ważniejsze są małe, niedoskonałe decyzje, które podejmujemy każdego dnia, dzięki którym świat jest odrobinę lepszym miejscem.
Wybieraj zgodnie ze swoimi wartościami
Naturalna wełna jest wspaniała dla ciała i świetnie trzyma ciepło. Do tego jest przyjazna środowisku. Ale w jej produkcji wykorzystywane są zwięrzęta. I nie, najpewniej wełna w sklepie nie pochodzi od szczęśliwych owieczek. Akryl z kolei jest łatwiej dostępny, tańszy i nie cierpią zwierzęta, ale ma fatalne właściwości termoregulacyjne i jest szkodliwy dla środowiska. Będzie rozkładał się setki lat.
Poliester ma złą sławę, ale ma swoje zastosowanie na przykład w odzieży wierzchniej, gdzie sprawdza się świetnie. Ubrania z poliestru się nie gniotą i są bardzo trwałe, łatwo o nie dbać. Natomiast jest całkowicie nieekologiczny – będzie rozkładał się setki lat. Ma fatalne właściwości termoregulacyjne – można się w nim zapocić.
Z kolei bawełna, mimo że fantastyczna dla skóry, bywa najczęściej uprawiana ze szkodą dla środowiska i bioróżnorodności z powodu stosowanych pestycydów. Do jej barwienia wykorzystywane są toksyczne chemikalia, nie wspominam o ogromnym zużyciu wody. Dodatkowo, bardzo często ludzie pracujący na plantacjach i w fabrykach, zarabiają głodowe stawki. Bawełna organiczna to wciąż niszowy materiał!
Kupowanie z drugiej ręki jest bardziej eko rozwiązaniem, ale nie w momencie, gdy kupujemy w nadmiarze tylko dlatego, że cena jest niska. Lumpeksy czy sklepy vintage też mogą napędzać konsumpcjonizm.
Marki fast fashion wykorzystują pracowników szwalni i fabryk, unikają podatków, są odpowiedzialne za nadprodukcje ubrań. Ale nie można nie zauważać, że to właśnie największe firmy z branży odzieżowej mają realny wpływ na zmiany w modzie. Czy z tego wpływu korzystają? Niekoniecznie. Nadal jednak sieciówki są tanią opcją – nie każdego stać na zakupy w markach odpowiedzialnych.
Polskie marki mogą szyć ekologicznie i dbać o warunki pracy u podwykonawców. Produkują mniej ubrań. Nadal jednak napędzają konsumpcjonizm swoim marketingiem, najczęściej ich ubrania są drogie, nie oferują szerokiej rozmiarówki. Nie mamy pewności, że traktują swoich pracowników z szacunkiem. W szwalniach w Polsce warunki pracy również bywają bardzo nieludzkie.
Co możemy zatem zrobić?
Uświadomić sobie, że nie na wszystko mamy wpływ.
Mamy natomiast wpływ na swoje decyzje i zachowania. Możemy więc dokonywać takich wyborów, które będą jak najlepsze dla nas. Warto skupić się na swojej szafie i zapytać siebie, ile realnie ubrań potrzebujemy, co nosimy, co lubimy. Jaki jest nasz styl życia, jakie wartości są nam bliskie.
➡ Przeczytaj tekst na blogu: To, jak kupujesz, jest ważniejsze niż wszystkie zrównoważone marki razem wzięte
Podejście „wszystko albo nic” najczęściej rodzi frustrację. Każdy z nas wyposażony został w zdrowy rozsądek – idźmy więc za nim.
Rozwiązaniem jest więc nie to, gdzie i co kupujemy, ale JAK kupujemy i jak nosimy.
Osobiście trzymam się kilku zasad:
- 80% ubrań to potrzeby, 20% to zachcianki. Mamy prawo kupić jakąś rzecz, bo nam się podoba i sprawi radość. Jeśli zachcianki nie są głównym powodem zakupów, to możemy być spokojni.
- Noszę ubrania jak najczęściej i jak najdłużej.
- Nie łapię się na hasła typu „buy now or cry later”. Produkujemy niezliczone ilości ubrań, więc nic się nie stanie, gdy nie kupię tej sukienki, która tak szybko się wyprzedaje. Będą inne.
- Mam listę rzeczy, których potrzebuję i które chciałabym mieć. Trzymam się tej listy.
- Moja szafa to świętość. Nie chcę mieć w niej przypadkowych rzeczy, kupionych tylko z powodu okazji, czy z nudów.
Chętnie poznam wasze zdanie w tym temacie! Podzielcie się w komentarzu, jakie są Wasze sposoby na bardziej odpowiedzialną szafę.
Photo by Ihor Rapita on Unsplash